sobota, 14 maja 2011

Salon Degustacyjny Domu Wina

Zdecydowanie lepiej pić wino wśród przyjaciół w kameralnym gronie, jednak od czasu do czasu warto skorzystać z degustacji win proponowanych przez przedsiębiorców. To dobra okazja żeby zorientować się w ich ofercie i uniknąć nietrafionych zakupów.
Nie będę tu pisał o tych mniej zachwycających winach, chociaż część producentów prezentowała trunki dosyć przeciętne. Proponuję rzut oka na bright side.
Najpierw kółko z białymi i musującymi. Fajnie wypadła Kripta Reserva Barrica, kawałek dalej stał przedstawiciel z De Stefani z przyjemnym, owocowym i leciutkim prosecco. Zapadł mi w pamięć Badascony Riesling Sellection, skubany lekko mineralny o przyjemnej kwasowości. Dalej Niemiecki producent z Pallatynatu z niezłym, uniwersalnym Weissburgunderem i przyjemnym w piciu Rieslingiem. Fajne nowozelandzkie Sauvignon Blanc i jeszcze lepsze Chardonnay z Australi od producenta Thorn Clark.
Runda druga- wina czerwone, długo nic, (chociaż nie dopchałem się do Portugalczyków) niezła Hiszpania- Campillo crianza, ciekawy ale trochę męczące Marzemino z Veneto, Węgry jakieś nie dorobione (inaczej pamiętam Thumerera ) i nagle fantastyczne bułgarskie wino-Telish Via Diagonalis- ładnie zbudowany blend 3 szczepów. Potem mój hit degustacji australijski Shotfire Quartage, owocowy, pełny, ładnie zbudowany.
Deserowo, tokaje- 5 i 6 puttonów to klasa sama w sobie. Piękna równowaga słodyczy i kwasowości... W tym roku były również nalewki, spośród których warto wyróżnić rokitnikową .
Podsumowując. Ciekawy event, ciesze się , że wziąłem w nim udział. Na pewno wrócę do wymienionych win, czego i Państwu życzę.
Mała uwaga do organizatorów jest taka, że Wasze wina na pewno lepiej wypadną w towarzystwie przekąsek, jeśli nie chcecie podnosić kosztów to zadbajcie przynajmniej o większą ilość białego pieczywa. Oprócz tego- świetna robota!

środa, 11 maja 2011

Czarny Balsam Ryski- z kopytami

Czarna magia. 
Balsam to 45 procentowy trunek z wyciągami z ziół łączący Rygę z Afryką zachodnią.
Czarny, nie przezroczysty kolor. Zapach mocno ziołowy. Gorzki intensywny, głęboki smak z kawową końcówką. W tle palony cukier. Można go polubić, z małą czarną tworzy ciekawy duet. Nie ma powodu aby wątpić, że jest najlepszym lekarstwem na wszystko.
Tylko ostrożnie, tylko z umiarem bo ryski balsam niemiłosiernie wręcz tryka. Działa z opóźnieniem. Potrafi kopnąć bez ostrzeżenia i otworzyć nowe perspektywy wieczoru.
Moc, po prostu moc !!! Dla mnie dobra czwórka , chociaż to klasa sama w sobie.

sobota, 7 maja 2011

Misiones De Rengo- Merlot 2009

Wcześniej próbowaliśmy Chardonnay tej marki, tym razem przyszła kolej na Merlota. Dobrze znam to wino i lubię je podawać bo jest bezpieczne, każdemu smakuje.
Dobrze wygląda, ma elegancki ciemno wiśniowy kolor z granatowymi refleksami. Ładnie spływa po kieliszku, sprawia wrażenie gęstego.
Zapach ładnie rozwija się w kieliszku, z początku łagodny z czasem staje się bardziej intensywny. Najpełniej pachnie po jakiś 3-4 godzinach. Na pewno warto otworzyć je wcześniej, wtedy otula aromatami ciemnych owoców, jeżyn, suszonej śliwki, w tle trochę kawy wszystko ciepłe, krągłe, miękkie, leciutko przydymione i posypane czarną czekoladą.
Zapach dobrze koresponduje ze smakiem. Wino jest soczyste, o dobrej strukturze. Przyjemnie owocowe z nutą jagód, śliwek, lekką słodyczą owoców i ładnym finiszem.
Fajnie pije się samo ale bardzo łatwo dopasować je do jedzenia. Ładnie uzupełnia wszelkie gulasze, pieczone mięso czy najzwyklejsze kotlety, prostą pizzę, grzanki itd.
Za niewielkie pieniądze (29zł) dostaję dobre, powtarzalne wino, pasujące na różne okazje. Co z tego że masówka, że Chile i można je dostać w marketach- Mi smakuje.
Dlatego ten merlocik zasługuje na co najmniej 3+
po prostu wzbudza sympatię.

środa, 4 maja 2011

Tignanello 2000- majówkowy toscan

Sporo było kiedyś szumu wokół toskanów,  ceny poszybowały, odleciały w stratosferę. I  nagle przycichło, przysiadło, przyblakło. Tignanello wlokło się w ogonku za supergwiazdami Toskanii, jednak nazwa, producent ( i cena) często powodowały nabożne kiwanie, ochy, achy i falowanie posiwiałych głów.
A tym czasem to normalne wino, ludzkie, chciało by się powiedzieć swoje. Proszę jednak mnie źle nie zrozumieć, jakość jest jasno zdefiniowana, wyczuwalna bezbłędnie.
Kolor ciemny, głęboki, purpurowy z brązowiejącymi brzegami, sporo osadu.
Zapach elegancki, nie przesadne owocowe nuty przewlekane dymem, tytoniem, drewnem i starą skórą.
W ustach równowaga, pestki wiśni, trawy, jasny tytoń, drewno, ciemna czekolada,
po dłuższym czasie znalazła się nawet kawa. 
Nie za długie o niezwykle subtelnych, jakby już przebrzmiewających taninach. 
Świetnie się piło, do domowej prostej pizzy było jak najbardziej na miejscu.
Ocenić to wino wcale nie jest tak łatwo.
Za pierwsze wrażenie daje 4+ , ale biorąc pod uwagę cenę (240 zł) 
muszę obniżyć ocenę do 3+  
za taką cenę oczekuję od wina więcej. 
W tym przypadku stówa to była by bardziej odpowiednia cena.

Ruskij Standart -high voltage

W weekend, zwłaszcza tak długi można sobie na nieco więcej pozwolić. A w dobrym towarzystwie  majówkowo nastrojonych przyjaciół dobra wódka zawsze się sprawdzi. 
Ruski Standart to jest właśnie to. Po prostu dobra wódka. 
Wbrew pozorom coraz u nas o taką trudniej.
Nazwa niezbyt mi się podoba, skojarzenia nasuwają się same. Polubiłem ją jednak od razu, wystarczyło raz spróbować.
Trudno nie polubić wódy, która smakuje dokładnie tak jak powinna, jest łagodna ale nie nijaka jak modne teraz wódki. Świetnie grzeje. Dobrze, czysto pachnie. Nie trzeba jej mrozić, a w koktajlach sprawdza się po prostu znakomicie. Nie rozsadza głowy następnego dnia.
Rusacz nie należy do najtańszych (47zł/0.7l ), jednak biorąc pod uwagę jak rzadko mam okazje grzmocić wysokie oktany- warto. 
Importowana. Wiadomo skąd.